wtorek, 12 lutego 2013

Palmy, gazele, karmele...

Słabo mi ostatnio idzie - i dzierganie, i blogowanie... Za to w tym zimowym rozmemłaniu mam doborowe towarzystwo, bo co chwila ktoś tu narzeka, że mu mocy brak :)
Powinnam jak najszybciej wrócić do przędzenia, bo to jest idealne zajęcie, jak człowiekowi markotno i na nic konkretnego nie może się zdecydować. Włóczka się przędzie, a w głowie powoli się wszystko układa. No może nie zawsze, i nie wszystko... ale spróbować warto ;)
Dzisiaj pokażę zaległości, bo ostatnio wykręciłam się sprytnie skarpetkami i przemilczałam resztę.
A ta reszta to przede wszystkim egipskie gazele, roboczo nazywane przeze mnie lamami póki nie wyczytałam, co to za zwierz.

 
Bardzo lubię wyszukiwać takie mniej znane wzory, a ten w dodatku ma swoją długą historię.
Motyw został zaczerpnięty ze średniowiecznych dziecięcych skarpetek bawełnianych, które ktoś zobaczył w Muzeum Tekstyliów w Waszyngtonie, zachwycił się i postanowił je opisać i odtworzyć. Oryginał wyglądał tak:

Image source here

i pochodzi z Egiptu, z okresu pomiędzy XI a XV wiekiem. Nigdy nie zgłębiałam historii ubioru ani wzornictwa, więc możliwe, że moje zaskoczenie urodą, subtelnością i skomplikowaniem tego elementu garderoby jest nieuzasadnione. Wciąż jestem jednak pod wrażeniem, że skarpetka wykonana setki lat temu, w dodatku dla dziecka może być tak pięknym obiektem.
Bardzo mi się podoba to odejmowanie oczek na palcach - takie gwiaździste jak w czapkach. Prawda, że ładne?
Zainteresowanym polecam przejrzenie dokumentacji sporządzonej przez Anahitę. Można tam podpatrzeć jej wersję skarpetek wraz z przepisem, rozrysowane wzory, no i obszernie opisany kontekst historyczny.
Czapki nie wymyśliłam jednak sama. Wzór to Oslo Cairo, troszkę przerobiony na moje i włóczki potrzeby. Musiałam skrócić czapkę o górny szlaczek, a składany "ściągacz" zrobiłam najpierw techniką corrugated ribbing (niewidoczny pod spodem, ale lepiej się trzyma łepetyny), na złożeniu dodałam rząd pikotków i dalej robiłam już według wzoru, złożyłam i zszyłam od spodu, bo w "żywe oczka" nie chciało mi się bawić.


Oslo, które pojawia się w nazwie wzoru odnosi się do konstrukcji dekielka (jest w naszym języku elegancka nazwa na to, co Anglosasi nazywają "crown of a hat"?), typowej dla nordyckich czapek:


Włóczka to Rowan Tweed DK. Uwielbiam tę paletę barw, włóczkę już troszkę mniej ;)  i pewnie jej alpacza włochatość nie bardzo się nadaje na wzory wrabiane...

zielony motek czeka na przypływ dziewiarskiej weny :)

No trudno - palmy i gazele wciąż można dojrzeć. Czapka trochę gryzie i nie pasuje mi do żadnej chusty ani szalika, a przecież mam ich sporo... więc póki co służy do patrzenia i myziania :)
Szybciutko pokażę jeszcze szyjogrzej, który miał być moebiusem, ale pod wpływem likierku się odkręcił i tak już go zostawiłam.


Założyłam go tylko do zdjęć i oddałam mojej Mistrzyni Koronki jako prezent wdzięcznościowy. i dobrze się stało, bo wygląda w nim lepiej niż ja, pasuje jej do kozaków, torebki i czego tam jeszcze... ;)


Włóczka to Phildar Givre, 70% to wełna+alpaka, reszta sztuczności. Jest bardzo ciepła i delikatna, taka moherkowa trochę.
Wzór zaczerpnięty z czapki Hinagiku Hat, opiera się na wyrabianiu 3 oczek z 3 razem przerabianych, jest prosty i bardzo ładnie się prezentuje. Korci mnie, żeby sobie zrobić drugi egzemplarz...
O kolejnej czapce (ech...) jutro, zanim wyjadę w siną dal na całe 2 tygodnie.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Skar-piętki

Skończyło się gadanie, taśma produkcyjna poszła w ruch. :) No w każdym razie, prace nad prototypem Skarpety zostały zakończone pomyślnie.
Co było marudzenia o tych skarpetkach... co się nadrapałam w głowę, z której strony je zacząć, z jakiej włóczki i jaki wzorek... I co? W końcu wzięłam taką jedną niekochaną przędzę (coś z Poltopsa, ukręcone może z rok temu), która w singlu wyglądała tak:

Ja wiem - te kolory...

 a w deblu tak:

...są "interesujące" ;)
 
Chwyciłam za druty 3,75 i zrobiłam zwyklaki z założeniem, że i tak nic z tego nie wyjdzie... I długo nie wychodziło, bo pierwsze zwątpienie przyszło w okolicach skar-pięty. Całe szczęście Chmurka przypomniała mi, że u Finextry jest przepis na piętę, więc się zapoznałam i ruszyłam z kopyta, z piętki znaczy...
Zaglądałam też do ABC robótek na drutach, bo na pięcie moje kłopoty się nie skończyły - okazało się niestety, że kształtu stopy nie da się uprościć do prostokąta i znowu coś tam trzeba na palcach zaokrąglić zanim człowiek zdejmie toto z drutów ;)
I tak sobie robiłam


aż skończyłam,


zamachałam nóżkami


i uznałam inaugurację Roku Skarpetki za zakończoną :)
Powstało też kilka innych małych form dzianinowych, postanowiłam jednak, że po wszystkich tych obiecankach-cacankach i perturbacjach skarpetkowych należy im się oddzielny wpis.
Odezwę się niedługo z resztą prezentacji, a póki co życzę miłego tygodnia. Ja umyłam okna na dobry początek. I czapkę zaczęłam...